niedziela, 25 maja 2014

VI

Kiedy wchodzę do salonu, wszyscy już zajmują miejsca przed telewizorem. Nawet Alice, która weszła po mnie już rozsiada się na kanapie z talerzem pełnym słodkości. Patrzę się na nią śmiejąc się.
- No co? -pyta zdezorientowana - Trzeba korzystać póki można -dodaje śmiejąc się.
Kątem oka zerkam na Haymitcha. Nie rozumiem jego wybuchu złości.. Nie rozumiem co się dzieje w ostatnim czasie. Lecz on rozmawia swobodnie z Mike'm. Chwila, CO? Jakim cudem oni normalnie ze sobą gadają? Odwracam głowę i automatycznie pojawia się na ekranie młody, dopiero zaczynający komentator. Caesar Flickerman. Flickerman zaczął swoją pracę rok temu, podczas 49 igrzysk. Wydaje się być sympatyczny, często żartuje. Cechuje się go tym że zazwyczaj podczas wywiadów próbuje przedstawić trybuta z jak najlepszej strony. A że pochodzi z Kapitolu, musi być dość.. dziwny, w kwestii ubioru rzecz jasna. Rok temu Caesar włosy, brwi jak i usta miał w kolorze liliowym. W tym roku za to jest to jaskrawa zieleń. Kapitolczyk, kapitolczykiem zostanie.
Przez to rozmyślanie straciłam jego mowę wstępną, pewnie nie była za ciekawa. Wszystkich interesują zdobyte punkty. Na początku chłopacy, później dziewczyny. Czyli będę przedostatnia.
Na ekranie pojawia się ten mały dwunastolatek z jedynki. Dostaje cztery punkty. Pewnie jego rodzina nie jest zbytnio zadowolona.. Potem pojawia się brat śmiercionośnej trybutki z tego samego dystryktu, obok niego dziesiątka. No to pięknie. Rubby razem z Clarisse dostały również po dziesiątce. Oczywiście ci z 2, również dostają taką samą ocenę pomijając jedną dziewczynę która otrzymała ósemkę. Słabo jak na nich. Następnie na ekranie pojawiają się dzieciaki z 3. Tradycyjnie dostają po cztery-pięć punktów. I nagle pojawia się trybutka z czwórki. Mam wrażenie że ją kojarzę.. Flickerman przedstawia ją jako Rose Vellin. Dostaje dziesiątke, ale co się dziwić; zawodowiec. Kolejni trybuci dostają nie więcej niż siedem punktów, choć jest to lekkim zaskoczeniem, zazwyczaj nie przekraczają piątki. Ta ruda z dystryktu ósmego, dostaje ósemkę. Nie mogę być od niej gorsza. Po prostu nie mogę. Dwunastolatka z dziewiątki dostaje trzy punkty. Narazie jest najniżej punktowana. Współczuje jej, ale za razem mam nadzieje że czeka ją szybka i bezbolesna śmierć. Miły chłopak z dziesiątki otrzymuje dziewięć punktów. Założe się że zawodowcy już chcą mieć z nim sojusz, pomimo tego wyniku. Wystarczy zobaczyć jak walczy. I przychodzi czas na nasz dystrykt. Pierw wyświetla się Mike, zdobył dziesięć punktów. Aż dziesięć. Wszyscy zaczynają mu gratulować, to dość wysoki wynik jak na nasz dystrykt. Chwilę później pojawia się Abernathy, chwila niecierpliwości i obok niego pojawia się jedenastka. Nie mogę uwierzyć. Wstaję z miejsca i rzucam się mu na szyję. Nie koniecznie kontroluję to co robię, sam Haymitch zdziwił się że go przytuliłam. Jednak o dziwo odwzajemnia to, po czym odsuwa mnie od siebie.
- Jak ty to zrobiłeś? -pyta Hunter jednocześnie zamawiając szampana.
- Tak jak mówiłem; tajemnica -odpowiada Haymitch z uśmiechem na ustach.
Zaraz po nim pojawiam się ja. Ciekawi mnie tylko skąd oni mają nasze zdjęcia? Obok mojej głowy pojawia się dziesiątka. Moje serce przestaje na chwilę bić, a ja nadal nie mogę uwierzyć. Czy to jakiś głupi żart? Wszyscy gapią się na mnie mówiąc, że "improwizacja się opłaca" i chyba mają rację. W życiu nie byłam bardziej szczęśliwa. Patrzę kątem oka. Obok Alice pojawia się dziewiątka. To też nieźle. Calla, Hunter i Lesile zaczynają świętować, a my przyłączamy się do nich. Po raz pierwszy od wielu lat mamy szansę na wygraną.
***
Biegnę ciemną drogą, za mną pojawia się ósemka. Ta przebiegła ruda trybutka.. Trzyma w ręce nóż.
- Myślałaś że mnie przechytrzysz, co? Nie ze mną takie żarty.
Już otwieram usta żeby coś powiedzieć, lecz zanim to zrobię, jej nóż trafia prosto w moje serce, tak jak to ja robiłam na pokazie.
Budzę się z krzykiem. Nie wątpię że obudziłam wszystkich trybutów. Słyszę kroki w moją stronę. W pełni przekonana że to pewnie ósemka, szukam czegoś ostrego w zanadrzu, ale oczywiście nie znajduje. Jeszcze jakiś trybut mógłby popełnić samobójstwo. W drzwiach pojawia się Haymitch.
- Wszystko w porządku? -pyta z troską w głosie.
Jeszcze nigdy nie słyszałam u niego takiego tonu, nigdy.
- Tak.. to był tylko sen.
- Oh, to okej. -kieruje się do wyjścia. Jakaś część mnie chciałaby żeby został..
- Haymitch?
- Hm..?
- Zostaniesz? -po tym pytaniu widzę zmieszanie na jego twarzy. Ja nie powinnam. Znowu zadaję pytanie którego żałuję. Jednak coś mówi mi że właśnie tego potrzebuje, żeby ktoś przy mnie był.
- Jasne, tylko zrób mi miejsce -mówi uśmiechając się.
Przesuwam się, a Abernathy wsuwa się pod kołdrę. Automatycznie wtulam się w jego bok a on mnie obejmuje. Praktycznie zasypiam kiedy przychodzi mi pewna myśl.. Co by powiedziała mama? Pewnie coś w stylu "Co ty sobie wyobrażasz" czy też "Jesteś za młoda!". Ale moja rodzicielka jest daleko stąd a ja niedługo umrę. Zginę. Jak zwał tak zwał. Mocniej przytulam się do partnera z dystryktu i odpływam.
***
Budzę się ale nie otwieram oczu. To co się wczoraj stało, to tak jakby był to sen. Obracam się na bok gdzie wczoraj leżał Haymitch. Pod moją ręką wyczuwam tylko kawałek kartki. Z niechęcią otwieram oczy i czytam.
"Musiałem się zmyć, Calla zrobiłaby niezłą aferę. Mam nadzieję że uda nam się to kiedyś powtórzyć.
~H"
Mimowolnie się uśmiecham. Tylko, dlaczego on tak na mnie działa? Yhh.
Szybko wślizguje się pod prysznic słysząc Callę która powtarza swój tekst mówiąc że czeka nas dzisiaj wielki wielki wielki dzień. Zignorowałabym to ale po chwili wpada moja ekipa przygotowawcza. Pierw Maryse, Toto i na końcu Connie, na jej widok kąciki ust się podnoszą. Polubiłam ją mimo tego że praktycznie nie gadałyśmy.
- To jak jesteś gotowa? -pyta Toto z akcentem. Już mnie wkurzył.
- Zaczynajmy -mówię niepewnie.
Następne dwie godziny to czysty absurd. Jestem wręcz torturowana. Co chwilę nakładają na moje ciało najróżniejsze mazie, balsamy, płyny o których istnieniu nie miałam pojęcia. Podobnie jest z włosami. W gratisie słyszę najnowsze plotki z Kapitolu, kto co miał na sobie czy też że ktoś wyglądał okropnie. Jedynie Connie co jakiś czas informuje mnie o tym co mam na sobie czy też co się ze mną dzieje.
- Nieznoszę ich gadaniny -mówi Connie po czym zajmuje się moimi paznokciami.
Jedynie przytakuje, bo nie przebiłabym się przez głosy Toto i Maryse. W końcu mówią mi że to koniec i żebym poczekała na Petty.
Po chwili wchodzi różowa sukienka, po niej dopiero moja stylistka. Tradycyjnie wygląda przekomicznie, zwłaszcza z tą sukienką. Za nią idzie awoks; poznaje go po tym jak przełyka ślinę, noszący prawdopodobnie moją suknię.
- Zamknij oczy złotko i pozwól mi działać -mówi Petty. O mały włos a puściłabym pawia na słowo 'złotko'. Aż przechodzi mnie dreszcz. Pomimo to na jej prośbę zamykam oczy. Czuję jak moje ciało otula przyjemna tkanina, na twarzy śmigają pędzelki, a przy włosach czuję ciepło.
- Teraz je otwórz i podziwiaj.
Wykonuję jej polecenie. Ale w lustrze nie stoi Maysilee. Stoi jej piękniejszy odpowiednik. Wyglądam niesamowicie. Włosy mamy wyprostowane i lekko z tyłu upięte. Na twarzy mam mocniejszy makijaż niż podczas parady trybutów, ale pomimo to jest to zaledwie kreska eyelinerem. Policzki są lekko zaróżowione. A suknia? Istne cudo. Pomimo dziwacznego wyglądu Petty zna się na rzeczy. Sukienka sięga mi do kolan, jest ciemno niebieska i na ramiączkach. Wyglądam oszałamiająco.
- No to teraz mogę iść podbić Kapitol -mówię uśmiechając się.
_______________________________________________________
Rozdział jest szybciej niż się spodziewałam! :D Mam nadzieje że mnie nie zlinczujecie za ten fragment z May i Haymitchem, takie troche zżynanie z Peetniss ale cii ;-; Z zaciekawieniem, jak zawsze czekam na wasze komentarze ^^ I życzcie mi weny! ;o
Po za tym zaczęłam pisać o pierwszych igrzyskach głodowych, tu macie linka; http://firsthungergames.blogspot.com/
Zapraszam i dzięki że czytacie,
Clove.

sobota, 24 maja 2014

V

Kolejny dzień na treningu minął podobnie jak poprzedni. Popisywanie się zawodowców, groźne spojrzenia ze strony rudej z 8, oraz pogadywanie Haymitcha. Chyba zaczynam go lubić.
- Szczerze ci powiem że jestem mile zaskoczony. Myślałem że sobie nie poradzisz -mówi z uśmiechem.
Również się uśmiecham, bo co mi innego zostało?
- Cóż, talent -zaczynam się śmiać.
Zaraz po treningu, jedziemy na 12 piętro gdzie czeka na nas poddenerwowana Calla.
- Co wy sobie w ogóle wyobrażacie? Alice i Mike wrócili godzinę temu! Idźcie jeść..
Po raz pierwszy widziałam ją tak zdenerwowaną. No dobra drugi. Wtedy po paradzie. Nie rozumiem jej nadpobudliwości. Przecież mogliśmy zjeść równie dobrze wieczorem.
- Jak myślisz o co jej chodzi? -pytam, nakładając kolejne udko na talerz.
- Nie mam pojęcia. Zazwyczaj nikt się nie martwi tu o nas, trybutów. -mówi Haymitch z pełnym przekonaniem.
Szybko kończę i idę do siebie. Już niedługo to się skończy, już nie będę musiała tutaj być. Kieruję się w stronę łazienki. Przytłoczył mnie dzisiejszy trening i dziwne zachowanie Calli. Wchodzę pod prysznic i otula mnie ciepła woda z odrobiną płynu o zapachu cytryny. Wreszcie, chwila relaksu. Owijam się w ręcznik i nie zważając na to że ciągle jestem cała mokra kładę się do łóżka, pogrążając w sen.
***
*2 dni później*
- Szykuje się wielki, wielki, wielki dzień! -pokrzykuje Calla.
Wczoraj uspokoiła się i przy śniadaniu przeprosiła mnie i Haymitcha. Tłumaczyła to niewyspaniem, ale według mnie i tak chodzi o coś więcej. Czyżby zaczęło jej zależeć na trybutach..? To nie możliwe. Przecież zaledwie pare dni temu błagała wręcz o inny dystrykt. Zrywam się z łóżka. Nie rozumiem dlaczego ma być to 'wielki dzień'. Zaledwie pokaz indywidualny. Wielki? Może i tak. Ale nie zasługuje na miano wielki x3. Po ich cholernej punktacji pozostali trybuci ocenią czy jest w nas zagrożenie. Zazwyczaj w 12, zdobywamy nie więcej niż 7 punktów.
Przy śniadaniu wszyscy są podekscytowani i co chwilę mówią co przedstawią.
- Myślę że strzelę z łuku -nawija Alice. - Albo porzucam nożami.. sama nie wiem.
Jej monolog trwa już dobre 20 minut. Razem z mentorami oceniają jak wysoko może być punktowana każda zdolność. W ich gwarze wyłapuje jedynie że Mike chce posłużyć się mieczem, a Haymitch, jak to on mówi że to 'tajemnica'.
- A ty co zaprezentujesz Maysilee? -pyta Lesile wyrywając mnie z zamyślenia.
- Szczerze, to się nie zastanawiałam nad tym. Chyba będę.. improwizować.
- Zuch dziewczyna -mówi śmiejąc się Hunter. Czasem, czyli kiedy jest w miarę trzeźwy można z nim całkiem normalnie pogadać.
Przez resztę śniadania słychać jedynie rozmowę na temat 'talentów' i umiejętności Haymitcha. Odchodzę od stołu jako pierwsza dziękując za posiłek.
Zamiast iść do pokoju, kieruje się na nasz taras, balkon. Sama nie wiem jak nazwać to magiczne miejsce. Co ja mam im zaprezentować? W sumie mam niezłego cela.. ale z nożami wole nie ryzykować. Jestem szybka i zwinna, ale przecież nie będę biegać podczas pokazu indywidualnego, litości. A może by tak kamuflaż.. Byłoby okej gdyby nie to że kompletnie nie posiadam talentu artystycznego.
- Nie przeszkadzam? -na głos Mike'a nieruchomieje, moje ciało odmawia posłuszeństwa. Czuję się jakby już trafiła na arenę. May, przecież to twój przyjaciel..
- Skądże. Może przydasz mi się, bo kompletnie nie wiem co pokazać organizatorom.. -mówię z lekkim uśmiechem. Cieszę się gdy widzę że on również się uśmiecha.
- Z twoim talentem plastycznym.. -zaczyna ale nie daje mu dokończyć, szturchając go w stronę roślin - Spokojnie, spokojnie May. -mówi z uśmiechem.
Potem zaczynamy gadać, normalnie o tym co się u nas działo przez ten czas naszej 'rozłąki', jak się miewają, a raczej miewały rodziny przed naszym wyjazdem, aż w końcu przechodzimy do wyzywania Kapitolu i zastanawiania się nad sensem igrzysk. Prawdopodobnie jest tu podsłuch, ale kto zabije trybutów w przeddzień trafienia na arenę?
- Mam nadzieję że kiedyś znajdzie się ktoś, kto to powstrzyma -mówię, w pełni przekonana. Widząc że twarz Mike'a nabiera poważniejszego wyrazu dodaję - Co się stało?
- May myślisz, że gdyby.. w sensie gdyby nie te igrzyska to.. to.. może.. dobra nie ważne -urywa krótko.
- Co "może"? -ignoruje moje pytanie -Mike, zaczynasz mnie wkurzać.. Powiedz o co chodzi.
- Czy gdyby nie igrzyska mielibyśmy szanse?
- Szanse na co? -O MÓJ BOŻE, jemu chyba nie o to chodzi..
- O normalne życie, razem.
Dużo się nie pomyliłam.
- Wiesz że normalne życie  nie jest możliwe w dystryktach.. -po chwili dodaję -Ale zawsze moglibyśmy spróbować.
- Na prawdę?
- No wiesz.. co z tego że za 2 dni będziemy się zabijać.. Ale zawsze byłeś dla mnie kimś więcej niż przyjacielem.
- Jesteś tego pewna?
Ale zamiast odpowiedzieć podchodzę do niego i go całuję. Nie wiem skąd nagle we mnie tyle odwagi(?). Po prostu bardzo mi go brakowało. Stoimy tak jeszcze chwilę w swoich objęciach aż w końcu uświadamiam sobie że powinniśmy już iść..
- Mike, chyba powinniśmy iść na salę treningową..
On jedynie kiwa głową. Odsuwamy się od siebie, ale on nie puszcza mojej ręki. Dzięki temu czuje się bezpieczna, na tyle na ile można czuć się bezpiecznym w Kapitolu.
***
- Mike Ellison, dystrykt 12. Proszę zgłosić się do oceny indywidualnej.
Chłopak szybko podnosi się z miejsca, ale zanim to zrobi szepcze mu do ucha szybkie powodzenia i daję całusa w policzek. Już mnie nie obchodzi co sądzą inni. Muszę się cieszyć czasem który nam został. Mi został. Kiedy Mike znika za drzwiami odwraca się do mnie Haymitch.
- No proszę proszę. Dwójka nieszczęśliwych kochanków z 12! -mówi śmiejąc się.
- Oh, zamknij się.
- A więc taka jest twoja taktyka. Niespodziewałem się Maysilee.
- Czyżby już nie May? -pytam kpiąco.
Nie rozumiem dlaczego jest taki.. nerwowy? Nie, to słowo definiuje się jako; ZAZDROSNY. Po dłuższej chwili ciszy zadaję kolejne pytanie.
- Czy ty aby nie jesteś.. zazdrosny? -pytam wręcz wypluwając te słowa. Gdyby czas można było cofnąć, nie spytałabym.
- Niby o kogo? O ciebie? Że migdalisz się z nim na każdym kroku? Oh, nie oczywiście skarbie że nie jestem zazdrosny.
Już mam coś powiedzieć kiedy przerywa mi miły głos jakiejś babki.
- Haymitch Abernathy, dystrykt 12. Proszę zgłosić się do oceny indywidualnej.
Haymitch wstaje, odwraca się i pyta kpiąco.
- Mi już nie życzysz powodzenia?
I znika za drzwiami. Na myśl przychodzą mi różne rzeczy.. czy aby Haymitch coś do mnie czuje..? To nie możliwe. A nawet jeśli to przecież jesteśmy przyjaciółmi. Został jeszcze Mike. Tylko.. czy ja coś do niego czuje? Czy to nie była tylko tęsknota za bliską osobą? Czuje się zagubiona. Kiedy znowu odzywa się ten głos. Alleluja.
- Maysilee Donner, dystrykt 12. Proszę zgłosić się do oceny indywidualnej.
Wstaję i powolnym krokiem kieruje się do drzwi. Nadal nie mam pojęcia co zaprezentuję. Drzwi otwierają się, a ja widzę coś podobnego do naszej sali treningowej. Jest nieco mniejsza ale tak samo bogato wyposażona. Z góry przyglądają mi się organizatorzy igrzysk jak i moi przyszli sponsorzy. No cóż, trzeba zrobić dobre wrażenie.
- Maysilee Donner, dystrykt 12.
Widzę że są już upici i znudzeni. Główny organizator igrzysk - Alem Peor. Wygląda z nich na najbardziej trzeźwego, ale jedynie kiwa głową i przypomina że mam 15 minut.
Postanawiam zaryzykować, biorę noże. Ustawiam się po czym nóż sam wyślizguje mi się z ręki. O dziwo trafiam w sam środek. Zaskoczyło to zgromadzonych, tak bardzo że niektórzy zaczęli bić brawo. Więc nadal rzucałam, za każdym razem trafiając w samo 'serce' bądź 'głowę' kukły. Po 15 minutach dziękują i proszą o opuszczenie. Posłusznie wykonuje ich polecenie i wchodzę.
_________________________________________________
Wiem że troche musieliście na niego czekać ale cóż poradzę, nie miałam praktycznie weny, co napisałam nadawało się do śmieci. Choć nie twierdzę że jestem zadowolona z tego rozdziału. Chciałam jakoś May połączyć z Abernathym ale.. ;c Z przyjemnością czekam na wasze komentarze jak i zapraszam do czytania. Następny rozdział postaram się dodać niebawem czyli może jeszcze w weekend ^^