No to jedziemy. Widziałam tylko ten uśmieszek Haymitcha. Po chwili już nic nie widziałam. To całe oświetlenie.. oślepia. Otaczają nas wrzeszczący ludzie, po ich ubiorze widać że są z Kapitolu. Jeden z nich wygląda jak kot, drugi ma fioletową skórę, a trzeci jest cały wytatuowany. Jak można coś takiego zrobić swojemu ciału? Cała parada przemija nad moimi rozmyśleniami o ubiorze kapitolczyków. Otrząsam się kiedy mój towarzysz szturcha mnie w rękę. A to już! Widzę jak na podest wychodzi Snow. Te jego fałszywe oczy. Przypomina mi węża.
-Witajcie trybuci! Pomyślnych głodowych igrzysk, i niech los zawsze wam sprzyja! -mówi tym swoim głosem. Różni się od ludzi w kapitolu, nie mówi z tym śmiesznym akcentem. Aż naszła mnie myśl.. czy może kiedyś on przeżył igrzyska? To niemożliwe. Przecież zaprzestałby. Chociaż kto wie. Po trupach do celu. Zaraz po tej myśli rydwany zawracają i wracamy nadal przez tłum krzyczących kapitolczyków. Skąd oni biorą tyle energii?
-Wypadliście świetnie! -wykrzyknęła mi Petty do ucha. Faktycznie było tutaj głośno, ale nie aż tak żeby uszkodzić mi słuch..
-Oh, nie żartuj sobie -wcięła się Calla -Przeszli niezauważeni jak zwykle. Mam nadzieje że w następnym roku dostanę lepszy dystrykt -powiedziała patrząc się nam prosto w oczy.
-No to sobie idź -powiedziałam do niej. Mam już dosyć jej wyżalania się o tym jacy my to jesteśmy nudni.
-I tak zrobię! -krzyknęła do mnie wchodząc do windy. Od razu cała reszta zaczyna mnie atakować..
-Musisz ją przeprosić Meysille -mówi Lesile.
-Źle postąpiłaś -wtrąca się Hunter.
-A według mnie -zaczyna Haymitch obojętnym tonem -Całkiem nieźle jej poszło -mówiąc to mrugnął do mnie. a może mi się zdawało. Przez te igrzyska popadam w paranoje.
-To jak, idziemy do windy, buntowniku? -pyta Haymitch z uśmiechem.
-Z przyjemnością. -mówię kierując się do windy. Nie spodziewałam się takiego zachowania z jego strony. Myślałam że tym bardziej zmiesza mnie z błotem. Przeciez na litość boską, on mnie nienawidzi!
-Serio myśle że dobrze powiedziałaś -wyrywa mnie z zamyślenia głos Haymitcha. -Nie ma prawa nas upokarzać -mówi niemal niesłyszalnym głosem. W odpowiedzi tylko lekko pokiwałam głową. Kiedy już znajdujemy się na naszym piętrze, podchodzi do mnie Alice
-Chodź, przeproś ją co ci szkodzi? A ona wygląda na zdruzgotaną.. -powiedziała z niepokojem w głosie. Super. A uważałam ją za kogoś z kim mogę pogadać. Najwidoczniej ona też nabrała się na te sztuczki.
-Okej, to chodźmy do niej. -powiedziałam zachęcająco. Nie miałam najmniejszej ochoty jej przepraszać. Przecież to ona nas upokarza na każdym kroku. Po dotarciu do jadalni, zaczynam swoje iście obfite przeprosiny. Calla coś tam jeszcze psioczy pod nosem i zaczynamy jeść kolacje, wszyscy w 7. Hunter zaczyna nam opowiadać o treningu, zasadach, ciekawostkach, o swoim pobycie na arenie. Czas tak szybko upłynął że nawet nie zauważyłam kiedy była już 1 w nocy. Pożegnałam się z wszystkimi i poszłam do siebie. Wzięłam szybki prysznic, tym razem płyn był o zapachu pomarańczy. Już miałam się kłaść i ktoś zapukał do drzwi..
-Otwarte! -krzyknęłam. W drzwiach stanął Mike. Czułam jak wszystko mi się przekręca, zrobiło mi się słabo, cała zbledłam. Czyżby chciał się zabić, zemścić? Dlaczego to musi być takie skomplikowane?
-Jeszcze nie śpisz..? -zapytał niepewnie.
-Jak widać. -odpowiadam arogancko.
-Pomyślałem że moglibyśmy się wybrać na dach, jest cudowny widok, musisz to zobaczyć. - mam tylko nadzieje że on nie chce mnie stamtąd zepchnąć, bez świadków, bez nikogo. -To jak, idziemy? -ponowił pytanie.
-Jasne. -odpowiedziałam ubierając sweter. Myślałam że droga będzie dłuższa, lecz i tak ten czas ciągnął się w nieskończoność. Panowała między nami cisza. A kiedyś nie mogliśmy przestać rozmawiać.. Kiedy dochodzimy na dach oszałamia mnie piękno, zarówno Kapitolu jak i roślin. Niesamowite miejsce, szkoda że wcześniej go nie odkryłam.
-Chciałbym cie przeprosić.. -zaczął widząc moje zainteresowanie widokami.
-Za co?
-Za krzywdę którą ci wyrządziłem, za te słowa.. za kłótnie i za wszystko.. -mówi ze łzami w oczach. Poznaje kiedy kłamie. Jest ze mną w 100% szczery.
-Ja też przepraszam Mike.. -mówię szlochając. Cholera Maysi nie rozklejaj się.. Odruchowo przytuliłam się do niego.
-Brakowało mi Ciebie. -szepcze.
-Mi ciebie też Mike.. Coś mnie ominęło? W sensie masz jakąś dziewczynę czy coś? -mówię z uśmiechem. Nie gadaliśmy ponad rok, a dokładnie od ostatnich dożynek.
*Razem z rodzicami, Jaredem i Ment wracamy do domu. Na szczęście w tym roku cholerny Kapitol nas oszczędził. Niestety Mike nie miał tyle szczęścia. Wybrali jego dziewczynę Delly. Wiem że będzie wściekły, nie będzie chciał z nami świętować.. A rok temu wybrali jego młodszego brata, Craya, miał zaledwie 12 lat. Tuż po naszej corocznej uroczystej kolacji wychodzę na łąkę, tym razem sama czekając na Mike'a. Mam nadzieje że się zjawi..
-Nie mam nastroju. -mówi na powitanie.
-Tak, Mike mi ciebie też miło widzieć -mówię z uśmiechem. -Przykro mi z powodu Delly.
-Gdyby było Ci przykro może zgłosiłabyś się za nią, co? -mówi rozgniewany.
-Czyli.. chciałbyś siedzieć teraz z tą suką, a ja mogę sobie umierać?! -nie rozumiałam.. on nigdy taki nie był.
-A żebyś wiedziała! Leć sobie do tego całego Dana!
-Dan to mój przyjaciel, tak jak ty! Nie rozumiem dlaczego zawsze się go czepiasz..
-A ty dlaczego czepiałaś się Delly? Teraz jesteś zadowolona? Ona nie wróci rozumiesz? NIE WRÓCI! -zaczął szlochać -Mogłaś ją ocalić Maysi, wiesz że ją kochałem.
-Miałam się poświęcić dla osoby która nic dla mnie nie znaczy? Mike, ochłoń. -działał mi na nerwy. to ja miałam sobie umierać na arenie a on by się obściskiwał z jakąś Delly..
-Ale dla mnie znaczyła wszystko! Już ochłonąłem i nie rozumiem co tutaj jeszcze robię..
-To idź, droga wolna! Leć tam za swoją Delly.
-A miałem się zgłosić!
-To czemu tego nie zrobiłeś? -pytam z nutą kpiny w głosie.
-Bo myślałem że się przyjaźnimy.. że..
-Jak widać już nie.
-Okej, sama tego chciałaś. Żegnaj.
Potem widziałam tylko przez zaszklone oczy jak odchodził. Teraz będę musiała zacząć nowe życie, bez Mike. On już nie powinien być dla mnie ważny*
W odpowiedzi dostaję tylko ciszę.
-Oh, przepraszam. Ja.. nie powinnam.
-Nie, May nie znalazłem jeszcze 'tej jedynej' i pewnie dzięki igrzyskom nie znajdę. -mówi uśmiechając się.
-Kapitol odbiera nam prawo do życia.
-No bywa. Maysi chodźmy, już serio jest późno. -wstaje i wyciąga do mnie rękę.
-Ja tu chyba dzisiaj zostanę..
-To dobranoc May. Tęskniłem.
-Ja też, dobranoc Mike.
Chwilę po jego wyjściu pogrążyłam się w ciemności..
Świetnie piszesz ;)
OdpowiedzUsuńŚWIETNE! ^.^ Czekam na następny rozdział ^>^ Jestem ciekawy wszystkich akcji. Wywiad, Umiejętności, Ocena ich wszystkich ^_^
OdpowiedzUsuńhttp://cwiercwieczeposkromienia1.blogspot.com/ - Zapraszam na Prolog ^^ Opowiadam na tym blogu o Igrzyskach Głodowych Dwadzieścia Pięć(Pierwsze Ćwierćwiecze Poskromienia)
Witaj; widziałam, że czytasz blogi o Igrzyskach Śmierci, więc nieśmiało zapraszam na 73-hunger - może i mój Cię zainteresuje? :)
OdpowiedzUsuń__
Na dożynkach rozpoczynających siedemdziesiąte trzecie Igrzyska Śmierci na trybutkę zgłasza się szesnastoletnia Taylor Cassidy, i nikt właściwie nie ma zielonego pojęcia, dlaczego. Jak powtarza jej mentorka, Elsa Kendrick, dziewczyna nie jest ani ładna, ani silna, ani przesadnie sprytna, i przypuszczalnie, jeśli nie zdobędzie sympatii sponsorów, zginie pierwszego dnia. A Taylor wcale nie uśmiecha się pomysł zdobywania czyjejkolwiek sympatii, szczególnie Kapitolińczyków, którymi jawnie gardzi. Swojej mentorce mówi wprost – nie zgłosiła się po to, aby wygrać igrzyska, tylko, aby uświadomić mieszkańcom Kapitolu, że nie wszyscy będą grali tak, jak im się zagra – nawet w obliczu nieuchronnej śmierci. Wkrótce jednak okazuje się, iż są ludzie którym bardzo zależy na jej zwycięstwie. Kapitolince, Pixie Lisbeth, zależy na wygranej dziewczyny do tego stopnia, iż poświęca dla niej znajomości, karierę i kochającego męża. Caesar Flickerman na telewizyjnej prezentacji manipuluje publicznością, aby zakochała się w nastolatce. Taylor znienacka dostaje do ubrania w programie oszałamiającą sukienkę nijak nie przypominającą szmat zaprojektowanych przez jej stylistę. Sponsorzy wysyłają prezenty. Na arenie krok krok chodzi za nią Zawodowiec, Nanthan Rigory, który próbuje ochronić dziewczynę… za wszelką cenę. Wydaje się, że los jej sprzyja... Ale na świecie nic nie jest za darmo. Nawet w Kapitolu.
Zapraszam do obejrzenia zwiastunu wykonanego przez Oswin: https://www.youtube.com/watch?v=8Ze_irqKzQI , a także na 73-hunger.blogspot.com
Pozdrawiam, xdemonicole :)
Zachęcam do lajkowania mojej stronki na FB:
OdpowiedzUsuńhttps://www.facebook.com/pages/Harry-Potter-Forever/424308547712913?ref=hl
:)
Zapraszam na mojego bloga opowiadającego o Igrzyskach pewnego chłopaka z Dystryktu Ósmego.
OdpowiedzUsuńhttp://historia-siedemnastolatka-z-osemki.blogspot.com/
I napisz coś nowego wreszcie, bo już nie mogę wytrzymać! :)
OdpowiedzUsuńJuż, teraz postaram się dodawać częściej ^^
Usuń